Gdy Niemcy kichną, cała Europa jest chora
Artykuły Biznes Gospodarka

Gdy Niemcy kichną, cała Europa jest chora

Niemiecka gospodarka przechodzi recesję i ma wrócić na ścieżkę wzrostu na przełomie 2023 i 2024 r. Jednakże długofalowe prognozy są coraz bardziej pesymistyczne i podkreślają systemowe wyzwania stojące przed największą gospodarką Europy.

Reklama
Kongres #Industry360

Najnowsze dane gospodarcze spływające z Niemiec nie napawają optymizmem, przedstawiając obraz recesji oraz stagnacji. Słabszy popyt zagraniczny dotyka coraz bardziej opartą na eksporcie gospodarkę Niemiec i przekłada się na zmniejszoną produkcję w przemyśle. Prezes Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI) Siegfried Russwurm stwierdził, że „Niemcy nie radzą sobie jako lokalizacja przemysłowa” W niemieckiej prasie coraz częściej przeczytać można artykuły, których ton jest co najmniej alarmistyczny. „The Economist” po raz kolejny zadał pytanie „czy Niemcy to chory człowiek Europy?”

Trzy filary

Źródeł obecnej recesji należy doszukiwać się w pandemicznych lockdownach, przerwanych łańcuchach dostaw oraz gwałtownym wzroście cen energii wywołanym rosyjską inwazją na Ukrainę. Trzy główne filary niemieckiego wzrostu gospodarczego, czyli: tania siła robocza w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, tanie surowce energetyczne z Rosji oraz chłonny rynek chiński mocno skruszały albo całkowicie runęły. Wszystkie trzy przyczyniły się zarówno do krótkofalowych, jak i długofalowych wyzwań stojących przed niemiecką gospodarką, stawiając pod znakiem zapytania dotychczasowy model rozwoju. Krótkofalowo możemy mówić o recesji.

Inwestycje pilnie potrzebna

W średnim okresie pierwszą trudnością, jaka rysuje się na horyzoncie, jest fakt, że oczekiwane na początku 2024 r. odbicie gospodarcze może nie nastąpić. W nadchodzącym roku mają przestać obowiązywać hamulce cen energii, a pochodzący z liberalnej partii FDP minister finansów Christian Lindner zapowiada powrót hamulców zadłużenia, które docelowo mają doprowadzić do „czarnego zera”, czyli zbilansowanego budżetu bez deficytu.

Fiskalne zacieśnianie pasa ma nastąpić w momencie, w którym niemiecka gospodarka potrzebuje inwestycji, co może ograniczyć wzrost gospodarczy i spowoduje przejście z recesji w stagnację. Należy w tym miejscu przypomnieć, że w 2019 r. przed zawirowaniami wywołanymi pandemią niemiecka gospodarka znajdowała się już w stagnacji z wzrostem PKB rzędu 0,1% i dołującą produkcją przemysłową, problematyczny trend jest zatem bardziej długotrwały.

Na problem z inwestycjami ze strony państwa nakłada się także mniejsza chęć do inwestowania sektora prywatnego w Niemczech. Dotyczy to też, a może w szczególności, firm niemieckich. Przykładowo gigant chemiczny BASF redukuje zatrudnienie w Niemczech, jednocześnie inwestując ponad 10 mld euro na rozbudowę fabryk w Chinach. Znana z czasów pandemii firma Biontech zamiast w Niemczech preferuje rozwój w Zjednoczonym Królestwie. Ponadto rynki finansowe są coraz mniej chętne do inwestowania w niemieckie firmy ze względu na małe szanse na uzyskanie dywidend. Niemieckie firmy są przy tym obciążone wysokimi podatkami, kosztami biurokracji i cenami energii, że mają niewiele przestrzeni na innowacje i badania, w przeciwieństwie do swoich konkurentów z USA czy państw Azji Wschodniej.

Zatarty silnik

Nic nie wywołuje nad Renem takich emocji jak stan „perły w gospodarczej koronie Niemiec”, czyli przemysł samochodowy, w którym jak w soczewce ogniskują się wyzwania stojące przez Niemcami. Wcześniej niemiecki przemysł RTV uległ swojej konkurencji z Japonii czy Korei, a według dokumentów strategicznych przygotowanych przez Federalne Ministerstwo Gospodarki utrata konkurencyjności w tej branży ma charakter trwały i jest nie do odrobienia. Decydenci z Berlina obawiają się, że ten czarny scenariusz może także dotyczyć w przyszłości przemysłu samochodowego.

Już teraz gigafabryka Tesli pod Berlinem jest w stanie wyprodukować samochody taniej, szybciej i w dodatku zatrudniając o 30% mniej personelu w porównaniu do Volkswagena. Ponadto firma Elona Muska nie musi przejmować się ograniczeniami wynikającymi z układów zbiorowych z radami pracowniczymi. Zwolnienia w Volkswagenie są politycznym tematem tabu.

Wspomniany jeden z filarów wzrostu, czyli eksport do Chin, także się wyczerpuje ze względu na rosnącą konkurencję na tym rynku. Chińscy producenci samochodów prześcignęły swoich niemieckich konkurentów, w szczególności w segmencie samochodów elektrycznych. Niemiecki przemysł samochodowy był zbyt silnie przywiązany do silników spalinowych i już teraz ocenia się, że niemiecki sektor automotive przeszedł na elektromobilność o dekadę za późno.

Jest to szczególnie problematyczne ze względu na fakt, że niemiecki przemysł samochodowy generuje ok. 2,5 mln miejsc pracy (wliczając podwykonawców). Problemy niemieckiego przemysłu samochodowego powinny być też pilnie obserwowane w Polsce ze względu na fakt, że ponad 400 polskich firm pełni funkcje podwykonawców. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w pozostałych państwach Europy Środkowej, zwłaszcza dla Słowacji i Węgier, dla których sektor motoryzacyjny stanowi znaczącą część eksportu.

Ucieczka do przodu?

Niemieccy decydenci są świadomi zagrożeń i proponują ucieczkę do przodu. Rząd federalny stara się rozwijać technologie z wykorzystaniem wodoru, tak by Niemcy mogły zdobyć dominującą pozycję w tej gałęzi przemysłu, uznawanej za przyszłościową. Trudno jednak wyobrazić sobie scenariusz, w którym niepewna technologia z potencjałem zastępuje tracący konkurencyjność przemysł samochodowy. Innowacje będą pochodzić z USA lub państw azjatyckich, a w coraz mniejszym stopniu z Europy i Niemiec.

Dla Polski jest to zarówno szansa, jak i zagrożenie. Zagrożenie dla tych firm, dla których Niemcy stanowią okno na świat i eksportową odskocznię. Szansa dla tych przedsiębiorstw, które mogą zastąpić zachodnioeuropejskich konkurentów na niemieckim rynku. Niemiecką gospodarkę czeka w następnej dekadzie deklasacja – zejście o poziom niżej w globalnych łańcuchach wartości. Jest to dokładnie odwrotny kierunek, w którym podąża polska gospodarka, która pnie się coraz wyżej w łańcuchach wartości. Spodziewana konwergencja polskiej i niemieckiej gospodarki spowoduje, że w przyszłości oba państwa będą mieć podobne strukturalne problemy i stać przed podobnymi wyzwaniami. Należy upatrywać w tym szansy na wielopłaszczyznowe pogłębienie relacji gospodarczych i politycznych.

Autor: dr Piotr Andrzejewski, główny analityk Instytutu Zachodniego w Poznaniu

Reklama
ITM_24_1920x250
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. View more
Cookies settings
Akceptuję
Polityka prywatności
Privacy & Cookies policy
Cookie name Active
Save settings